Dwa pomniki

Groszowice końca lat trzydziestych ubiegłego wieku. Cementownia „hula” pełną parą, będąc wówczas największą w Europie. Liczba mieszkańców dochodzi do czterech tysięcy. Wieś żyje pełnią dobrobytu, działa tutaj trzynaście piekarni, otwartych jest niezliczona ilość sklepów, można wypić coś oraz zjeść w kilku restauracjach oraz wyszynkach, działa także kino. Ale kilka lat wcześniej bo w 1935 roku umiera jeden z najbogatszych mieszkańców – piekarz Josef Proske, właściciel piekarni przy ówczesnej Oppelner Strasse. Wcześniej posiadał dom oraz piekarnię przy Krappitzer Strasse lecz rozbudowująca się cementownia wykupiła od niego działkę z domem a za te pieniądze wspólnie z Kiellbasą wybudowali duży dom ze sklepami na dole, naprzeciw kościoła. Pogrzeb był jak na owe czasy bardzo okazały gdyż Proske był bardzo ceniony w Groszowicach. Został pochowany przy głównej alei. Na pomniku wyryto napis: Hier ruht in Gott mein lieber Gatte unser guter Vater Bäckermeister Josef Proske. Przeżył raptem 39 lat. Ale tak wiele w swoim życiu zrobił. Dzisiaj jego pomnik nadal znajduje się w tym samym miejscu, nawet niedawno sprzątano przy nim. Dokładnie naprzeciw niego po drugiej stronie alei znajduje się skromny i zaniedbany podwójny grób rodziny Moecke, zaledwie imiona i nazwisko oraz daty urodzin i śmierci, bez żadnej dodatkowej inskrypcji. Zdawać by się mogło, że to właśnie ten grób powinien być zawsze posprzątany ze świeżymi kwiatami. Ale tak nie jest. Zresztą nie każdy przechodzący obok wie kim był Heinrich Moecke, zmarły 16 grudnia 1945 roku. Obok niego leży wcześniej, bo w 1934 roku zmarła żona Gertrud. A należał on do elity Groszowic, był rektorem tutejszej szkoły a zarazem organistą w kościele parafialnym. Jego pasją była historia. Zbierał wszelkie materiały dotyczące Groszowic, aż w 1937 roku wydał wspaniałą kronikę zamieszczając w niej wiele faktów z życia tutejszych mieszkańców. Szkoda, że nie doczekał się docenienia w powojennej Polsce, że nie nazwano jego imieniem którejś z tutejszych ulic. Tak samo, jak nie nazwano ponownie jednej z ulic imieniem Ferdinanda von Prondzynskiego, który tak wiele zrobił dla Groszowic będąc generalnym dyrektorem cementowni. To dzięki niemu zelektryfikowano wieś, jego staraniem wybudowano nową szkołę, cały czas działał na rzecz tej małej społeczności. Zamiast tych nazwisk pojawiły się takie jak Heleny Gozdek, która z Opolem nic nie miała wspólnego, czy Józefa Glogego, który powinien mieć swoją ulicę w Krasiejowie a nie u nas. Takich przykładów można by wymieniać więcej. Pewnie ktoś mnie w tej chwili nazwie pogrobowcem nacjonalizmu. Ale ludzie, o których wyżej wspomniałem nic wspólnego z nacjonalizmem czy hitleryzmem nie miały. Były po prostu wyróżniającymi się postaciami ówczesnych Groszowic. Szkoda tylko, że młode pokolenie już o nich nie pamięta.


             
   



Zamknij okno